niedziela, 8 lipca 2018

Czeski spontan - nieplanowane miejsca

Kilka dni planowania, rozpisywania się jaka będzie trasa, jakie miejsca i zabytki odwiedzimy. To gdzie i ile zastaliśmy w okolicy Starego Jicina. Niespodziewany ból głowy potrafi zepsuć niejedne plany. Nie było jednak załamania, gdyż jak to obecnie jest popularne: Polacy - nic się nie stało ;-) Pogoda była "pod psem", wręcz zanosiło się na konkretne lanie, ale biorę parasol pod pachę i w drogę na wzgórze, na którego szczycie wznosi się niegdyś okazała warownia - Hrad Stary Jicin.

staryjiczin

Czeski spontan ciąg dalszy

Z racji nieciekawej pogody gości na zamku było zaledwie kilku, dzięki czemu można było spokojnie zwiedzać i robić zdjęcia bez przypadkowych bohaterów drugiego planu ;-) Po zwiedzeniu każdego zaułka, po zajrzeniu w każdą dziurę zamczyska powoli skierowaliśmy się w dół. Tam jeszcze zrobiliśmy kilka ujęć kościoła, przydrożnego pręgierza i okolicznych starych zabudowań oraz ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Sztramberka, gdzie wcześniej nie udało się nam wcześniej "zaliczyć" Jaskini Šipka, znanej na cały świat z odkryć, które tam dokonano. Jednak zanim dotarliśmy do tego miasta trochę pobłądziliśmy i takim oto sposobem dotarliśmy do rodzinnej miejscowości Franciszka Palackiego, gdzie stoi nadal jego dom rodzinny oraz w bliskiej okolicy są trzy kościoły.

urzad

Atrakcje Stramberka

Po zwiedzeniu Hodlslavic w końcu dotarliśmy do obranego Stramberka. Na początku zwiedziliśmy Ogród Botaniczny z Arboretum, gdzie oprócz roślinności można także odnaleźć skamieliny sprzed milionów lat. Następnie udaliśmy się do jaskini Šipka, do której droga prowadzi pod górę. Stramberk to miasteczko, które jest na kilku wzniesieniach, a jego ulice zdobią niesamowicie piękne, jak z bajki domki po wołoskich przodkach. Jasknia Šipka jest miejscem, gdzie kiedyś żyli prehistoryczni ludzie, spali, jedli, znosili wszystko, co pomagało im przetrwać. Tutaj także umierali. Przeprowadzone tutaj wykopaliska archeologiczne pod koniec lat 80-tych XX wieku zakończyły się ogromnym sukcesem. Odkryto tutaj dolną część szczęki dziecka neandertalskiego, wiele szczątków dzikich zwierząt oraz przedmioty z epoki brązu.
Monika Pawlak

sobota, 7 lipca 2018

Jak przygotować się do samotnej wycieczki?

Zwykle podróże kojarzą nam się z miłymi doznaniami, przyjemnie spędzonym czasem i błogim lenistwem. Większość podróży odbywamy z bliskimi nam osobami – partnerami, przyjaciółmi lub rodziną, jednak nie brakuje osób, które preferują samotne podróże.

Okazuje się, że podróżowanie w pojedynkę niesie ze sobą wiele korzyści i wcale nie musi być nudne. Liczne relacje z tego typu podróży mogą przybliżyć nam kwestie tego, w jaki sposób zorganizować samodzielną podróż, by można było czerpać z niej szereg korzyści.

Zalety samotnego podróżowania

Samotne wyprawy mogą być szansą na samorozwój, wzrost pewności siebie czy pokonywanie barier. Osoby które dotychczas samotnie nie podróżowały mogą zmierzyć się z własnymi lękami i w ten sposób dążyć do ciągłego rozwoju własnej osobowości. Poprzez samotne podróże można nauczyć się radzenia z czynnościami, których nie wykonywalibyśmy w innych przypadkach, dzięki czemu w późniejszym życiu coraz mniej będzie sytuacji, które mogłyby nas w jakiś sposób zaskoczyć. Samotne podróżowanie to ciągłe pokonywanie barier i samodoskonalenie się, o czym przekonało się już wielu podróżników.

Jak przygotować się do samotnej wyprawy?

Na pewno zanim zaczniemy przygotowania do samej wyprawy, należy poznać cel podróży. Wstępny plan pozwoli na jak najlepsze przygotowanie się do wyjazdu, który wymaga odpowiednich przygotowań. W końcu samotność towarzysząca nam podczas takiej wyprawy nie ułatwia podróży, ale właśnie o to chodzi, pojawiające się na naszej drodze trudności mogą być bowiem świetną motywacją do działania. Trzeba zaplanować kierunek podróży, choćby dość ogólnikowo. Jeśli przykładowo marzy nam się podróż po południowej Europie, nie powinno być większego problemu z zebraniem wyposażenia i zorganizowaniem przygotowań, jednak jeśli wybierzemy Azję to taka wyprawa wymaga już znacznie poważniejszych przygotowań logistycznych, zaopatrzeniowych czy nawet medycznych.

Samotne wyprawy - bagaż

Kiedy ustalimy już cel podróży, należy zapakować bagaż, w którym znajdą się rzeczy najpotrzebniejsze, bowiem duży bagaż ograniczy mobilność. Ubrania adekwatne do regionu i pory roku, środki higieniczne, niezbędne kosmetyki, środki zabezpieczające przed słońcem oraz leki – tego nie może zabraknąć w naszych walizkach. Oczywiście nie można również zapominać o dokumentach, a także o wyrobieniu EKUZ, dzięki któremu otrzymamy w razie konieczności opiekę medyczną w krajach Unii Europejskiej. Warto wspomnieć również o tym, że samotna wyprawa będzie się z całą pewnością wiązała ze wzmożonym wysiłkiem fizycznym. Jeśli więc planujemy wyjazd, warto zadbać wcześniej o kondycję fizyczną, dzięki której zwiększymy wydolność naszego organizmu.

Samotna podróż – o czym jeszcze nie można zapomnieć?

Jeśli wybieramy się w wyjazd w pojedynkę, warto wcześniej zarezerwować noclegi. Dzięki temu oszczędzimy cenny czas i możemy być pewni, że zakwaterowanie na nas czeka. Dla osób lubiących mocniejsze wrażenia niczym dziwnym nie będzie szukanie noclegu u obcych, aczkolwiek gościnnych tubylców. Warto zabrać w samotną podróż niewielki namiot oraz śpiwór, ponieważ nigdy nie wiadomo, jak będzie wyglądała sprawa noclegu. W podróż zabierzmy również dawkę zdrowego rozsądku – nie ufajmy każdej napotkanej osobie, ale wcześniej starajmy się poznać jej intencje. Dotyczy to w szczególności kobiet, które podczas samotnych podróży są narażone na różne niebezpieczeństwa. W takim wypadku podróż do krajów tzw. trzeciego Świata lub państw muzułmańskich dla samotnych kobiet nie jest polecana.


Więcej TUTAJ 

Notka autorska
Artykuł został przygotowany przy współpracy z redaktorami portalu samotnosc.org.pl

piątek, 6 lipca 2018

Jaskinia Šipka - atrakcja Štramberka

W samym centrum Sztramberka (cz. Štramberk, niem. Stramberg lub Strahlenberg) na zboczu góry Kotouč w Sadzie Narodowym (cz. Národní sad: według projektu dr. Adolfa Hrstki i malarza B. Jaroňka, w którym mieści się m.in. kapliczka i kilka rzeźb i pomników) znajduje się jedna z wielu atrakcji miasta, którą jest Jaskinia Šipka. Zajmuje ona powierzchnię 29 hektarów i pochodzi z okresu środkowego paleolitu. Do zwiedzania turystom jest udostępniony mały jej fragment, który jednak warto zwiedzić. Nie trzeba płacić żadnych biletów wstępu, co także jest dodatkowym atutem.

narodnipark

Neandertalczycy i niedźwiedź jaskiniowy

Jaskinia słynie przede wszystkim z powodu odnalezienia tutaj szczątków niedźwiedzia jaskiniowego oraz żuchwy dziecka neandertalskiego w wieku około 8-10 lat. Dokonał tego w 1988 roku archeolog Karel Josef Maška. Na miejscu znaleziono także wiele innych fragmentów wyrobów z krzemienia czy rogowca, czy innych szczątków zwierząt oraz pozostałości po ogniskach. Wykopaliska archeologiczne przyczyniły się do tego, że na miejscu wydobyto ponad 80 tysięcy kości. Pozwoliło to badaczom stwierdzić, że miejsce było zamiennie zamieszkane przez skupisko neandertalczyków i dzikich zwierząt. To najstarsze stanowisko tego typu w Czechach. Niestety dewastacji uległy stalaktyty. W jaskini mieszkali zatem ludzie już 32 tysiące lat temu! Byli to poza neandertalczykami: przedstawiciele kultury mousterienskiej, łowcy mamutów (Gravettien) oraz magdaleńscy łowcy reniferów.

cavesipka

Inne zwierzęta

Znaleziono tutaj około 130 szczątków gatunków zwierząt, w tym hieny, lwa jaskiniowego, żubra, lamparta, renifera polarnego, łosia, tura, nosorożca włochatego, woła piżmowego czy rosomaka. To wszystko powoduje, że można się na miejscu przenieść do prehistorii :-)

Do jaskini można się dostać z samego centrum. Trzeba mieć na uwadze fakt, że w mieście trudno jest znaleźć miejsce postojowe, jednak płatne parkingi zlokalizowane w okolicy dają możliwość znalezienia miejsca, a droga do jaskini nie stanowi żadnej trudności. Prowadzi bowiem do centrum właśnie obok Sadu Narodowego w kierunku starówki, od strony Koprzywnicy (cz. Kopřivnice, niem. Nesselsdorf).

Przed wejściem do jaskini rozpościerają się widoki na miasto. Stąd schody prowadzą jeszcze wyżej, gdzie znajduje się krzyż z tablicą dotyczącą pomysłodawców projektu Sadu Narodowego.

Tomek

źródła:

[1] http://www.stramberk.info

czwartek, 5 lipca 2018

Kiedy i gdzie warto zdecydować się na wymianę waluty na inną?

Wiele osób nie jest zbyt entuzjastycznie nastawionych na wymianę złotówek na walutę państwa, do którego się wybierają na wakacje. Nikt przecież nie chce stracić swojego kapitału przeznaczonego na wyjazd. Trzeba też pamiętać o tym, że kursy walut nieustannie się zmieniają i nie można przewidzieć do końca tego, kiedy będzie najlepszy czas do dokonania wymiany, aby nie stracić na takiej transakcji. Ponadto na kursy wymiany walut wpływa wiele zewnętrznych czynników typu sytuacja gospodarcza państwa. Nie każdy przecież regularnie wymienia walutę i jest ekspertem w tej dziedzinie. Pojawia się zatem pytanie, kiedy i gdzie zdecydować się na wymianę danej waluty na inną?

Zbliżają się wakacje – czas najwyższy wymienić waluty przed wyjazdem

Jeśli sytuacja nas nie nagli i nie ma potrzeby natychmiastowego wymienienia polskich złotówek na euro, to wówczas warto mieć je przy sobie i czekać, aż nadarzy się najlepsza okazja. Opłacalna transakcja to taka, w przypadku której można zapłacić mniej przy kupnie lub zyskać więcej przy jej sprzedaży. Osoby regularnie wymieniające walutę na obcą dobrze wiedzą, kiedy interesujący ich kurs jest wysoki a kiedy niski. Gorzej jeśli nie wie się, kiedy tak naprawdę jest najlepsza okazja do dokonania transakcji. Co zatem robić w takiej sytuacji? Z całą pewnością warto czytać komentarze ekspertów, którzy zajmują się ciągłą analizą walutowych rynków międzynarodowych. Trzeba jednak liczyć się z tym, że ich opinie nie zawsze są w stu procentach sprawdzone, a więc nie można kierować się wyłącznie nimi.

Okazują się jednak bardzo pomocne przy podejmowaniu decyzji. Zaleca się także zwrócić uwagę na wykresy kursów walut oraz sprawdzić, czy mają one tendencję spadkową czy też wzrostową. O wymianie waluty należy pamiętać jeszcze przed wyjazdem za granicę. Chociaż wiele osób płaci kartą płatniczą/kredytową, to jednak w wielu miejscach płatność kartą nie jest do końca bezpieczna i czasami nawet niemożliwa do zrealizowania. Zawsze warto zatem mieć przy sobie na wakacjach pieniądze w formie lokalnej waluty.

Wymiana walut jest praktyczna

Oczywiście nie ma co zabierać ze sobą zbyt dużej ilości gotówki ze względu na ryzyko kradzieży, ale chodzi tutaj o kwotę umożliwiającą pokrycie podstawowych wydatków. Wówczas karta służy jako awaryjna forma płatności, gdy zabraknie gotówki. Trzeba też pamiętać o tym, że w przypadku kart płatniczych/kredytowych dochodzą wahania kursów, niemałe opłaty dodatkowe w postaci prowizji, spreadu czy podwójnego przewalutowania.

Dlaczego warto wymienić walutę w kantorze internetowym?

Najwygodniejszym, najbezpieczniejszym i najbardziej opłacalnym sposobem na wymianę waluty jest korzystanie z usług kantoru internetowego. Cała wymiana odbywa się bezgotówkowo w formie przelewów bankowych. Nie ma zatem konieczności odwiedzania stacjonarnej placówki z plikiem banknotów i czekania w kolejce. Wszystko przebiega szybko i wiąże się ze sporymi oszczędnościami nie tylko czasu, ale i pieniędzy, gdyż można liczyć na znacznie korzystniejsze kursy zakupu i sprzedaży walut niż w bankach czy kantorach stacjonarnych.

Spready w kantorach online również są bardzo wąskie i wynoszą zaledwie kilka groszy. Jeśli zatem ktoś chce wymienić niemałą kwotę, to korzystając z usług internetowego kantoru może naprawdę spor zyskać. Co więcej, w przypadku większych i regularnych transakcji możliwe jest negocjowanie kursu, co wiąże się z jeszcze większymi oszczędnościami. W niektórych kantorach online dostępne są także programy lojalnościowe czy chociażby oferty promocyjne.

środa, 4 lipca 2018

Atrakcje w czeskich Hodslavicach

Jadąc samochodem ze Starego Jiczina (czes. Starý Jičín, niem. Alttitschein) w kierunku Štramberka (niem. Stramberg lub Strahlenberg) naszą uwagę zwrócił drewniany kościół w Hodslavicach (niem. Hotzendorf). Postanowiliśmy zaparkować niedaleko i okazało się, że więcej w tej miejscowości jest ciekawych obiektów, a same Hodslavice związane są z tajemniczym wtedy Franciszkiem Palackim (František Palacký), luteraninem, urodzonym 14 czerwca 1798 roku właśnie tutaj. Co ciekawe jego podobizna znajduje się na banknocie o nominale tysiąca koron czeskich.

widok

Najstarszy drewniany kościół na Morawach

Hodslavice ulokowane są na Morawach i domniemanym założycielem osady był Hodislav. Było to prawdopodobnie w trakcie panowania króla czeskiego Przemysła Ottokara II w XIII wieku. W centrum miejscowości ulokowane są trzy kościoły, urząd miejski, dom Franciszka Palackiego oraz jego pomnik. Drewniany kościół św. Andrzeja pochodzi z 1551 roku i stanowi najstarszy zabytek sakralny w kraju morawsko-śląskim (województwie), który został wybudowany przez Braci Czeskich w miejsce zniszczonego kościoła, który stał tutaj wcześniej. Niestety podczas naszego przystanku był zamknięty i jedyne zdjęcie, jakie się udało zrobić jest niewyraźne. Na samym dole można zobaczyć jego wnętrze.

rodzinny

Dom Franciszka Palackiego

W bezpośrednim sąsiedztwie obiektu znajduje się urząd miejski i dom rodzinny Franciszka Palackiego. U podnóża tych zabytków jest plac, gdzie w centralnym miejscu znajduje się pomnik wspomnianego mieszkańca miasta oraz tablica informacyjna. Został odsłonięty we wrześniu 1968 roku na 170 rocznicę jego urodzin. Autorem jest akademicki rzeźbiarz Navrát. W tym miejscu warto jest wspomnieć o tej zasłużonej dla Czech osobie. František Palacký był czeskim historykiem, politykiem, współtwórcą i głównym propagatorem austroslawizmu. Reprezentował on Czeskie Odrodzenie Narodowe i współorganizował Zjazd Słowiański. Uniwersytet w Ołomuńcu (czes. Olomouc, niem. Olmütz, dialekt hanacki Olomóc albo Holomóc, łac. Eburum albo Olomucium) nosi jego imię.


Zasłużona osoba nie tylko dla Czechów

Autoslawizm był projektem stworzonym przez czeskich narodowców w połowie XIX wiek i oficjalnie zaprezentowany w 1848 roku na Zjeździe Słowiańskim w Pradze. Uczestniczyło w nim także wielu Polaków. W skrócie chodziło o przekształcenie Austro-Węgier w federację narodów, które mają równe uprawnienia i mają wpływ na rządy. Przeciwstawiał się panslawizmowi rosyjskiemu i Niemcom. W ten sposób chciano zadbać o rozwój narodów słowiańskich. Palacki jednak uległ wpływom rosyjskim, galicyjscy Polacy projektu nie poparli, a Austro-Węgrom było to „na rękę". Stworzył „Dzieje narodu czeskiego w Czechach i na Morawach”, które miało wiele tomów. Ostatecznie zmarł w Pradze (czes. i słow. Praha, niem. Prag) 26 maja 1876 roku.

Kościół ewangelicki

Dom rodzinny Palackiego jest otwarty od 1 kwietnia do 31 października na wcześniejsze umówienie. Dom mierzy 18,4 metra długości i 8,3 metra szerokości. Jego struktura jest murowana, a dach jest pokryty gontem. Przed budynkiem znajduje się studnia. Jest tam wystawa o życiu i twórczości Franciszka Palackiego i eksponaty, m.in. oryginalna kołyska. Kierując się głębiej ulicą prowadzącą wzdłuż kościoła, urzędu i domu Palackiego można trafić do ewangelickiego kościoła, obok którego znajduje się także stara ewangelicka szkoła z 1846 roku, w której nauczał Jiří Palacký, ojciec Franciszka. Ten kościół także był zamknięty. Kamień węgielny pod budowę kościoła został położony 29 czerwca 1813 roku, a całość budowy zakończył się w 1819 roku. Obiekt posiada jedną nawę i jest trzykondygnacyjny. Na początku nie miał wieży z dzwonami, które dopiero przeniesiono tutaj w latach 1851-1852.

hladosovice

Okazały rzymskokatolicki kościół z XIX wieku

Naprzeciwko placu widać za rzeką kolejny kościół. Jest nim okazały rzymskokatolicki kościół Najświętszego Serca Pana z 1905-1906 roku. Wokół kościoła mieści się cmentarz. Sam obiekt jest zbudowany w stylu neoromańskim. Kamień węgielny został konsekrowany 29 czerwca 1905 roku i zaczął pełnić służbę mieszkańcom od 1907 roku. Tym razem dało się wejść do środka (z wyjątkiem wieży). Wnętrze jest bardzo okazałe i zdobione malowidłami, które przypominają trochę kościoły prawosławne w Rumunii. Posiada 44 metry długości, 23 metry szerokości, 17 metrów wysokości, a wieża wznosi się na wysokość 50 metrów.
Tomek
źródło:

[1] http://prohlidky-virtualni.cz/kostel-hodslavice/

GALERIA TUTAJ

wtorek, 3 lipca 2018

Bielski kirkut w Aleksandrowicach

Przez wiele dziesiątek lat bielski kirkut był pomijany przez turystów. Porośnięte gęsto bluszczem macewy niszczały, a cmentarz wydawał się zapomniany przez wszystkich. Stopniowo zmienia się to miejsce dzięki Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej wspaniałej pracy wolontariuszy, którzy cenią przeszłość miasta oraz chcą, aby ponownie można było przechodzić między grobami m.in. tych ludzi, którzy przysłużyli się Bielsku, a czasem i całemu Narodowi Polskiemu walcząc o jego niepodległość.

Zwiedzanie cmentarza

Po cmentarzu żydowskim od blisko dwudziestu lat oprowadza historyk i religioznawca dr Jacek Proszyk, który swoją historię z tematyką żydowską zaczął już w szkole podstawowej, często zaglądając do nieżyjącego już Maksymiliana Metzdorfa, znanego działacza w bielskiej Gminie Żydowskiej, u którego szlifował język hebrajski.

kornkarol

Bielski kirkut miejscem spoczynku wielu bielszczan

Na cmentarzu wyznania Mojżeszowego pochowani są m.in. Karol Korn, architekt i budowniczy, którego kościoły, synagogi, kamienice, fabryki nadal stoją w Bielsku-Białej i innych miastach w Europie. Pochowana jest tutaj także Erna Singer, jedna z trzech wykształconych kobiet na lekarza medycyny, żołnierze Wojska Polskiego i wiele innych osobistości, których losy odcisnęły się na historii Bielska-Białej...
Monika Pawlak
źródło:

[1] http://proszyk.blogspot.com/p/o-mnie.html

Więcej TUTAJ


poniedziałek, 2 lipca 2018

Rumunia – Przełęcz Przysłop – część I

O zwiedzeniu Rumunii myśleliśmy już od kilku lat. Pociąga nas „kraj wampirów”, jego historia, zabytki i oczywiście góry. Im więcej czytamy o tym państwie, tym chęć jego poznania jest większa. Wciąż panuje przekonanie, że Rumunia jest dzika, nieprzyjazna i niebezpieczna, mimo że przecież jest członkiem Unii Europejskiej od 2007 roku! Aż w końcu na dwa tygodnie przed planowanym urlopem, w lipcu 2017 roku, zapada decyzja: jedziemy! Spełnijmy marzenie, poznajmy gród Vlada Palownika i zaprzeczmy krzywdzącej opinii na temat tego państwa! I, jak się później okazuje, to jest jedna z najlepszych decyzji w naszym życiu!

RUMUNIA - PRZYSTANEK DRUGI – PRZEŁĘCZ PRZYSŁOP – część I

Po burzowej nocy poranek w Săpăncie wita nas słońcem. Zapowiada się kolejny upalny dzień. Dziś chcemy dojechać do przełęczy Przysłop, więc musimy wyjechać jak najszybciej. Ogólny plan podróży mamy opracowany, nie pozostaje zatem nic innego niż ruszyć w drogę. Jeszcze tylko konserwa dla pieska-przybłędy i w trasę.

[caption id="attachment_7091" align="aligncenter" width="1000"]psiak (jeden z wielu naszych psich „przyjaciół”)[/caption]

Temat bezdomnych psów w Rumunii łamie nam serce. Nie chcę się za bardzo teraz o tym rozpisywać, ale od drugiego dnia naszej rumuńskiej przygody do samego jej końca obowiązkową pozycją zakupów są psie konserwy, woda i miski.

Skansen Wsi Marmaroskiej w Sygiecie Marmaroskim

Wyruszamy około 9 rano. Przewodnik ExpressMap o Rumunii informuje, że w niedalekim Sygiecie Marmaroskim (rum. Syhot Marmaroski) znajduje się Muzeum Wsi Marmaroskiej, a w jego skład wchodzi położony na obrzeżach miasta skansen. O tak, na słowo „skansen” zawsze reagujemy euforycznie! Najstarsze budynki skansenu są datowane na XVI wiek, reprezentują różne regiony Maramureszu. W grudniu odbywa się tu ciekawy festiwal zimowych obyczajów. Tomek bez problemu znajduje obiekt (ja niestety już pierwszego dnia okazałam się najgorszym nawigatorem świata, mimo dwutygodniowego ślęczenia na street view). Koszt wstępu jest podejrzanie niski (jakieś 5 PLN), ale już kilkanaście minut później wiemy, dlaczego.

Skansen to za dużo powiedziane. Bardziej przypomina to miejsce, gdzie ktoś pozrzucał zabytkowe marmaroskie obejścia i o nich zapomniał. Prawie wszystkie chaty są pozamykane na głucho i zaniedbane. Wnętrza udostępnione są do zwiedzania tylko w kilku budynkach. Trawa po pas prawie. Mimo to, nam się podoba :-) Przede wszystkim zachwycają nas tradycyjne marmaroskie rzeźbione bramy. Może i nadszarpnięte zębem czasu, ale wciąż piękne. Takie bramy są charakterystyczne dla Maramureszu i można je spotkać w każdej wsi. Niespodzianką okazują się plecione płoty, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. I te konstrukcje napotykamy później podczas podróży. Pomimo początkowego rozczarowania uznajemy, że warto się tu zatrzymać.

[caption id="attachment_7086" align="aligncenter" width="1000"]maramuresz (przykład tradycyjnego ogrodzenia charakterystycznego dla Maramureszu)[/caption]

Cerkiew św. Paraskewy

Opuszczamy Sygiet Marmaroski i ruszamy w dalszą drogę. Postanawiamy nadłożyć trochę drogi i jechać do wsi Deseti, w której znajduje się cerkiew św. Paraskewy z 1770 roku, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zostawiamy samochód przy drodze i kamiennymi schodkami wspinamy się do cerkwi. Jest ona otoczona owocowym sadem, który jest jednocześnie cmentarzykiem. Już z oddali słyszymy odgłosy nabożeństwa, no tak – mamy niedzielę. W milczeniu podchodzimy pod cerkiew, ale niezbyt blisko, żeby nie przeszkadzać. Jednak jeden z mężczyzn skinieniem głowy zaprasza nas, by podejść bliżej. Tomek ładuje się od razu do tzw. „babińca”, żeby zrobić zdjęcie, ale w szacunku do modlących się tam kobiet błyskawicznie się wycofuje. Nie tylko nabożna atmosfera wywiera na nas wrażenie. W Maramureszu nawet w zwykła niedzielę kobiety ubierają się na msze bardzo odświętnie. Szerokie spódnice w kwiaty (lub czarne, jeśli kobieta jest w żałobie), odświętne bluzki i wzorzyste chusty na głowach – tak prezentują się mieszkanki wsi.

[caption id="attachment_7087" align="aligncenter" width="1000"]msza (kobiety podczas nabożeństwa)[/caption]

Przy cerkwi kobiety przeważnie stoją po jednej stronie, a mężczyźni po drugiej. Czasem mężczyzna stoi wśród kobiet, ale nie zauważyliśmy sytuacji odwrotnej, by kobieta znalazła się w „męskiej części”.

[caption id="attachment_7089" align="aligncenter" width="1000"]namszy (część męska)[/caption]

Tylko raz wszyscy razem podchodzą pod letni ołtarz, gęsiego - trzymając się za ramiona, z modlitwą na ustach. Nie wiemy, co to znaczy, ale głęboko zapada nam w pamięć. Jeszcze chwilę przyglądamy się mszy, ale wiemy że w ogóle tu nie pasujemy, więc cicho wycofujemy się spod cerkwi.

Nieopodal cerkwi stoi niewielki, ale bardzo piękny drewniany kościół katolicki. Po mszy jest już zamknięty, ale można zajrzeć do środka przez przeszklone drzwi i wyjść na wysoką wieżę, co też czynimy i przez moment napawamy się widokami. Po chwili jednak znów jesteśmy w drodze.

[caption id="attachment_7088" align="aligncenter" width="398"]cerkiew (katolicki kościół w Deseti)[/caption]

Zabytki we wsi Budesti

Drewniana architektura Maramureszu jest szczególna ze względu na swój autentyczny (bez naleciałości), wiejski charakter. To samo dotyczy cerkwi, o których pierwsze pisemne wzmianki datuje się na XIV wiek. Wiele z nich to prawdziwie arcydzieła ciesielstwa. Dlatego nie możemy sobie odmówić tej przyjemności i ruszamy do Budesti obejrzeć kolejną „perełkę” UNESCO. Zanim jednak dotrzemy do cerkwii św. Mikołaja, trafiamy najpierw do drewnianego kościoła (w Budesti-Susani) także dedykowanego św. Mikołajowi. Obiekt znajduje się na liście zabytków, choć jest mniej znany niż cerkiew i trudniej do niego trafić. Pieczę nad nim sprawuje starszy pan, który otwiera nam drzwi. Pan, liczący zapewne lat przynajmniej tysiąc, niechętnie przyjmuje ode mnie opłatę za wstęp. „Co za miły człowiek „ – myślę sobie. Niestety szybko okazuje się, że to nie o szczodrość chodzi. Pan odlicza resztę, ostentacyjnie mnie ignoruje i oddaje pieniądze Tomkowi. Potem już tylko rzuca mi nieprzyjazne spojrzenia. A co! Znaj kobieto swoje miejsce w szeregu! Szczerze? Pan może i mnie nie polubił, ale przynajmniej zapadł nam w pamięć :-)

O kościele trudno znaleźć informacje. Wikipedia podaje, że pochodzi z 1760 roku, choć ikonostas znajdujący się w środku jest starszy (z 1628 roku). Wnętrza zabytku zostały częściowo zniszczone, a pozostała dekoracja przedstawia między innymi Jezusa na Krzyżu, Maryję Pannę czy Dwunastu Apostołów.

[caption id="attachment_7085" align="aligncenter" width="718"]unesco (Biserica de lemn din Budești Susani)[/caption]

Dość mam spojrzeń z ukosa, więc ruszamy dalej i już po kilku minutach parkujemy auto pod cerkwią św. Mikołaja (Josani czyli dolna). Obiekt ten pochodzi z 1643 roku i wraz z siedmioma innymi cerkwiami Rumunii znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jego wnętrze jest pięknie ozdobione malowidłami i ikonami. Najstarsza, która przedstawia Jana Chrzciciela, pochodzi z XV wieku. Barokowy główny ołtarz powstał w 1812 roku.

Po niedzielnym nabożeństwie…

Kiedy czekam przy drewnianej bramie cerkiewnej, mijają mnie dwaj mężczyźni w zabawnych, małych białych czapeczkach. Przypominam sobie, że jest niedziela i zapewne wracają z nabożeństwa a te kapelusiki są elementem odświętnego stroju. Pozdrawiają mnie z uśmiechem i idą w swoją stronę.

[caption id="attachment_7090" align="aligncenter" width="1000"]maramureszwies panowie na wsi[/caption]

Co robią ludzie w Maramureszu po mszy? Otóż właściwie żadne zaskoczenie, bo: panowie idą do knajpy, a panie na ploty :-) O ile knajpa jak knajpa, o tyle miejsce plotek to już wyższy poziom. Przed niemal każdym maramureskim domem są dwa stałe i niezmienne elementy: wysoka rzeźbiona brama z drewna oraz ławka. I ja o tej ławce właśnie. Bo to nie jest taka zwykła ławka przed domem. Maramureska ławka jest częścią ogrodzenia, skierowana jest w stronę ulicy i ma daszek. Wygląda trochę jak przystanek autobusowy. Panie zasiadają właśnie na takich ławkach i prowadzą ożywione dyskusje. No fajny to widok, naprawdę :-)

Godziny uciekają, jest bardzo gorąco. Dlatego kierujemy się w stronę Barsany, gdzie znajduje się przepiękny klasztor. Ale o tym w części II…
Kasia

GALERIA TUTAJ

niedziela, 1 lipca 2018

Czeski Archeopark w Kocobędzu-Podoborze

Pewnej soboty udaliśmy się na zwiedzanie Śląska Cieszyńskiego i tzw. "Zaolzia" po czeskiej stronie. Wcześniej kilkakrotnie jadąc z Czeskiego Cieszyna w stronę Karwiny chciałem zatrzymać się w Kocobędzu-Podoborze (cz. Chotěbuz-Podobora) jednak nigdy nie udawało mi się trafić pod grodzisko. Tym razem nie dałem za wygraną i trafienie na parking pod Archeoparkiem okazało się łatwiejsze niż przypuszczałem (wręcz śmiesznie proste :-)) i dziwiłem się jak poprzednimi razami nie udało się tam podjechać autem.

Archeopark Kocobędz-Podobora (Zwierzyniec)

Archeopark Kocobędz-Podobora znajduje się w miejscowości Zwierzyniec i samo grodzisko jest nazywane "Starym Cieszynem" lub "Cieszyniskiem", gdyż ówcześni mieszkańcy przenieśli się stąd na Górę Zamkową w Cieszynie w XI wieku. Jadąc drogą krajowo w kierunku Karwiny i Ostrawy w Kocobędzu trzeba skręcić w lewo i zjechać drogą w dół i tam już z daleka będzie widać to miejsce.

Czas zacząć zwiedzanie

Przyjechaliśmy tam w upalne popołudnie. Pod grodziskiem znajduje się parking. Następnie udaliśmy się do muzeum przekraczając most nad potokiem, który pozostał można powiedzieć po "oryginalnej" Olzie (cz. Olše, niem. Olsa), gdyż rzeka często wylewała, a przed rokiem 1710 rzeka przesunęła się spod grodziska na 500 do 700 metrów w kierunku wschodnim, gdzie obecnie jest stanowi naturalną polsko-czeską granicę. Na parterze mieści się recepcja, gdzie kupuje się bilety wstępu oraz pamiątki i publikacje. Zwiedzanie odbywa się tylko i wyłącznie w obecności przewodnika i oprowadza on grupy co pół godziny. Wejście do grodziska rozpoczyna się na samej górze muzeum. Można tam wjechać windą lub skorzystać ze schodów. W trakcie oczekiwania na przewodnika istnieje możliwość skorzystania z poczekalni i zwiedzić ekspozycje. Zgromadzone zostały tutaj znaleziska archeologiczne i nie tylko.

Od epoki brązu do średniowiecza

Samo grodzisko zostało zrekonstruowane i stworzone na wzór słowiańskiej osady z VIII - XI wieku. Badania archeologiczne wskazały ponadto, że pierwsze osadnictwo w tym miejscu miało miejsce już w późnej epoce brązu i w okresie tzw. kultury hasztalskiej. W V wieku przed naszą erą grodzisko przestało istnieć. Słowianie osiedlili się tutaj w VIII wieku. Ekspozycja muzeum przedstawia informacje i eksponaty dotyczące wszystkich okresów osadnictwa na tych ziemiach. Istnieje tutaj także ekspozycja przedstawiająca mieszkańców osady, zwierzęta i wojowników. Jak widzieliśmy osobiście istnieje opcja skorzystania z prelekcji, gdzie przewodnik opisuje eksponaty i w trakcie prezentowana jest wizualizacja filmowa. Braliśmy w czymś takim udział w podobnym miejscu, a mianowicie w Karpackiej Troi, ale o tym opiszę w oddzielnym artykule. Archeopark był budowany od 2001 roku i otwarty w 2005 roku.

Oczekiwanie na przewodnika

Poniżej furtki, gdzie rozpoczyna się wejście na terenie grodziska wraz z nami zgromadzili się inni turyści, głównie z Czech. Grupa liczyła około 30-40 osób, w tym sporo dzieci i nawet jeden pies rasy york ;-) noszony przez jedną z pań w plecaku. Pojawił się przewodnik, który przywitał się i rozpoczął opowiadanie o osadzie. Od samego początku zyskał naszą i innych sympatię, gdyż w jego opowiadaniu było widać pasję i ze kocha to co robi. Ruszyliśmy wyżej i co jakiś czas był przystanek, gdzie przewodnik przedstawiał kolejne informacje. Najpierw zwiedzanie prowadzone było na samą górę grodziska pod bramą wjazdową z mostem i wałami z drewnianym ogrodzeniem z palisady. Widać dokładnie jak rozciągała się osada pierwotnie. Grodzisko w obecnym kształcie zajmuje stosunkowo mały obszar, a w rzeczywistości rozciągało się dalej. Otoczony akropol jest miejscem, gdzie zrekonstruowano chaty i inne obiekty. To tutaj odbywają się imprezy plenerowe. Naturalnymi trudnościami w zdobyciu grodziska było położenie na wysokim wzniesieniu. Z północy płynęła Olza, była także fosa, a z drugiej strony ogradzające gród wały były powyżej stromego wejścia lasem.

Grodzisko Gołęszyców

W czasach słowiańskich mieścił się tutaj jeden z grodów plemienia z grupy lechickiej: Gołęszyców, Golęszyców, Gołężyców (cz. kmen Holasiců, Holasicové, niem. Golensizen), którzy byli nieliczni, jednak mieszkali w strategicznym miejscu na szlaku handlowym prowadzącym przez Bramę Morawską z południa na północ. Graniczyli oni z Wiślanami, Opolanami, Morawianami i być może z plemieniem Głubczyców. W XI wieku wszystkie ich grody zostały prawdopodobnie najechane przez Państwo Wielkomorawskie (także Wielkie Morawy – cz. Velká Morava, słow. Veľká Morava, łac. Magna Moravia lub Rzesza Wielkomorawska – cz. Velkomoravská říše, słow. Veľkomoravská ríša), na czele którego stał Świętopełk I (także Światopełk, Zventapu, Zwentibald, Zuendibolch, Suatopluk, grecki Σφενδοπλόκος/Sphendoplόkos, Σφεντοπλικος/Sphentoplikos, starosłowiański Свѧтопълкъ/Svętopъłkъ, staroruski Свѧтополкъ/Svętopołkъ, Святополкъ/Svjatopołkъ, słowacki Svätopluk), trzeci władca z dynastii Mojmirowiców. Opuścili oni to miejsce w XI wieku i osiedlili na Górze Zamkowej.

Akropol i zrekonstruowane obiekty

Stamtąd udaliśmy się na teren zrekonstruowanych obiektów. Wszyscy myśleli, że przejdziemy okazałym mostem, jednak tak się nie stało i na teren obecnej osady dostaliśmy się jakby od dołu. W tym miejscu zrekonstruowano kilka chat, które można zwiedzać. Przewodnik opisuje każde z miejsc i zwiedzający mogą sami spróbować użyć obecnych narzędzi. Nie zabrakło także posągu słowiańskiego Boga Swaroga. Na miejscu także jest poletko z zasadzonymi ziołami. Jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc jest mała zbrojownia, gdzie osobiście można przytrzymać tarczę czy miecz. Co ciekawe ta atrakcja była najciekawsza dla mężczyzn po trzydziestce i łącznie ze mną każdy chciał sprawdzić to osobiście. Dla dzieci z kolei najbardziej atrakcyjne było strzelanie z łuku do tarczy. Przewodnik pokazywał dzieciom jak mają trzymać łuk i strzały. Po zwiedzeniu tego miejsca udaliśmy się sami w dół, by kontynuować dalszą podróż w kierunku Karwiny i Polski. Zakupiliśmy tradycyjnie pamiątkowe magnezy i udaliśmy się do samochodu.

Praktyczne informacje:

Godziny i okresy wstępu:

  • maj, czerwiec, wrzesień, październik: wtorek-piątek przez cały dzień (na zamówienie)
  • maj, czerwiec, wrzesień, październik: sobota-niedziela 9:00-17:00 (z przewodnikiem)
  • lipiec, sierpień: wtorek-niedziela 9:00-17:00 (z przewodnikiem)

Bilety (lato 2018) w koronach czeskich:

  • Podstawowy-lato: dziecko do lat 6 bezpłatnie, dzieci w wieku 6-15 lat i emeryci: 50 Kč, dorośli: 90 Kč, rodzina: 200 Kč
  • Pakiet interaktywny: dziecko do lat 6 bezpłatnie, dzieci w wieku 6-15 lat i emeryci: 30 Kč, dorośli: 30 Kč, rodzina: 30 Kč
  • Imprezy letnie: dziecko do lat 6 bezpłatnie, dzieci w wieku 6-15 lat i emeryci: 80 Kč, dorośli: 120 Kč, rodzina: 300 Kč
  • Podstawowy–zima: dziecko do lat 6 bezpłatnie, dzieci w wieku 6-15 lat i emeryci: 30 Kč, dorośli: 60 Kč, rodzina: 100 Kč
  • Imprezy zimowe: dziecko do lat 6 bezpłatnie, dzieci w wieku 6-15 lat i emeryci: 45 Kč, dorośli: 70 Kč, rodzina: 180 Kč
Można także płacić kartą.

Adres:

Archeopark Chotěbuz-Podobora
ul. Karvinská 455, Chotěbuz 735 61
Tomek
źródło:

[1] wikipedia
[2] http://www.cieszyn.pl/?p=categoriesShow&iCategory=94 (dostęp 29.06.2018)
[3] https://www.archeoparkchotebuz.cz
[4] W. Kuś, 2009, s. 231

sobota, 30 czerwca 2018

Zdziarski Dom na słowackim Spiszu

Niedaleko granicy polsko-słowackiej tuż za Podpspadami (sk. Podspády) u stóp malowniczych Tatr Bielskich (słow. Belianske Tatry, Belanské Tatry, Bielské Tatry, niem. Kalkalpen, Belaer Kalkalpen, Beler Tatra, węg. Bélai-havasok, Bélai mészhavasok, Bélai-Tátra) i Magury Spiskiej (słow. Spišská Magura, niem. Zipser Magura, węg. Szepesi Magura) mieści się góralska wioska Zdziar, także Ździar, Żdżar, Żar (słow. Ždiar, węg. Zár, niem. Morgenröte). Geograficznie miejscowość znajduje się na Spiszu. Zdziar jest bardzo atrakcyjny przez cały rok. Liczne szlaki turystyczne w wymienione pasma karpackie, szlaki rowerowe i inne atrakcje powodują, że wieś jest licznie odwiedzana przez turystów. Można tutaj wymienić chociażby przełęcz Średnica (niem., słow., węg. Strednica) czy Bachledka, gdzie znajduje się m.in. ścieżka w koronach drzew.

Nie tylko Zdziarski Dom

Spacerując po Zdziarze, odwiedzając restauracje, sklepy i pensjonaty da się zauważyć, że tutejsi mieszkańcy mówią gwarą spiską, która jest taka sama po polskiej stronie. W centralnej części wsi niedaleko stacji benzynowej i kościoła znajduje się tak zwany Zdziarski Dom. Wszyscy, którzy szukają bankomatu mogą skorzystać z niego poniżej tego muzeum, co często ma znaczenie, gdy chcemy mieć jakieś euro, by np. kupić tutejsze ostiepoki i inne regionalne potrawy. W całej wsi jest wiele charakterystycznych domów, które są specjalnie pomalowane między łączeniami. Nie inaczej wygląda budynek muzeum.

Muzeum i restauracja

Muzeum Zdziarski Dom (słow. Múzeum - Ždiarsky dom) powstało w 1971 roku i prezentuje życie górali spiskich ze Zdziaru i okolic. Zgromadzone zostały tutaj m.in. eksponaty, rękodzieła i ubrania. Pani kustosz opowiada o życiu górali i prezentuje chatę oraz jej przedmioty. W zabudowaniach muzeum mieści się także karczma góralska, w której można się posilić. Budynek został zbudowany od postaw z wykorzystaniem oryginalnego wzornictwa z 1911 i 1914 roku. Do zwiedzania jest przedsionek z kuchnią i główna izba. Na stole leży m.in. biblia w języku węgierskim, gdyż przed pierwszą wojną światową Spisz należał do Austro-Węgier. Eksponatów w chacie ciągle przybywa i można tutaj kupić także regionalne chusty, książki, płyty, magnesy i inne rzeczy. W chacie jest także księga pamiątkowa, do której można się wpisać - i tak też podczas naszej wizyty zrobiliśmy.

Godziny otwarcia

Muzeum jest otwarte od poniedziałku do soboty od godziny 10:00 do 16:00 i w niedzielę od 13:00 do 17:00. Bilet wstępu kosztuje 1 euro. Istnieje możliwość przebrania się w stroje góralskie za opłatą dodatkową 10 euro. My akurat z tego nie skorzystaliśmy, jednak bywamy co jakiś czas w Zdziarze, więc będzie okazja to zrealizować.

Zdziarski Dom organizuje także degustację alkoholi. Z pewnością miejsce jest warte odwiedzenia nie tylko dla pasjonatów skansenów.
Tomek
źródło:
[1] wikipedia

GALERIA TUTAJ

piątek, 29 czerwca 2018

Nowe standardy wycieczek autokarowych

Wycieczki autokarowe co roku cieszą się najwyższą popularnością wśród rodzajów wycieczek ogółem oferowanych przez biura podróży. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wiele osób uważa przejazd autokarem za bardziej bezpieczny i mniej stresujący niż lot czy wyjazd swoim samochodem. A po drugie wiele wycieczek ma niskie ceny, więc można wykupić wycieczkę dla całej rodziny chociaż raz w roku. Mimo to wciąż wiele osób niechętnie podchodzi do wycieczki autokarem, zwłaszcza gdy ma to być długa kilkunastogodzinna podróż. Co warto wiedzieć?
<h2>Standard wyposażenia autokaru</h2>
Sam pojazd zależy od tego, ile osób ma być przewiezionych oraz jak duże jest biuro podróży. Można przyjąć, że im większe i im lepiej funkcjonujące biuro podróży, tym lepszymi autokarami dysponuje. Jednak nawet 20 letni autokar może być wyposażony zgodnie z najnowszymi standardami i być sprawny technicznie w stu procentach. Wybierając się w długą podróż autokarem zależy nam na tym, aby siedzisko było wygodne, było dużo miejsca na nogi, a nad głową znalazła się półka na bagaż podręczny. Jednak klimatyzacja czy ogrzewanie, które działają to również jest dzisiejszy standard. W wielu autokarach wciąż można zobaczyć małe telewizorki umożliwiające oglądanie filmów, ale w najnowszych autobusach montowane są już tablety na zagłówku siedzenia poprzedzającego, dzięki czemu można śledzić trasę podróży, obejrzeć serial i filmy znajdujące się na nośniku czy zagrać w gry.

W wielu autokarach jest też tzw. barek z ekspresem do kawy i herbaty. Najczęściej jednak kawa i inne napoje są płatne, ale nie jest to wysoki koszt np. 1 euro za napój. Część operatorów oferuje też jeden ciepły napój w cenie biletu lub butelkę wody. Bardzo ważne jest, aby na jeden rząd foteli przypadało chociaż jedno gniazdko elektryczne, choć w najnowszych autokarach pod każdym siedzeniem znajduje się osobne gniazdko. Standardem jest też dostęp do Wi-Fi, chociaż niestety zdarza się często, że jest ono dostępne tylko na terenie Polski. W autokarach puszczanych na długi trasy musi być sprawna toaleta. Jeśli z jakiegoś powodu nie działa np. bardzo niska temperatura zewnętrza to operator powinien organizować postoje co 2 godziny, jeśli to możliwe, aby pasażerowie mogli skorzystać z darmowych toalet na stacjach benzynowych itd. Obecne autokary mają pojemne bagażniki, które pomieszczą oprócz walizek także rowery czy narty. Nie powinno być więc problemu z transportem nawet takiego dodatkowego sprzętu.
<h2>Program wycieczki</h2>
Obecnie podczas długoterminowych wycieczek objazdowych np. 14 dni oferuje się opcję zwiedzania podczas jazdy przez 7 dni i pobytu przez 7 dni w kurcie np. narciarskim czy blisko plaży. W ten sposób wycieczki autokarowe zmieniły się we wczasy, podczas których można i odpocząć, i zwiedzić wiele miejsc.Ten rodzaj wycieczki zawsze zapewnia opiekę pilota, który podczas objazdu punktów wycieczki opowiada szczegółowo o atrakcjach i zabytkach, ale też współpracuje z lokalnymi przewodnikami, w celu zapewnienia jak najwyższej atrakcyjności samej wycieczki.
<table style="font-size: 12px; width: 100%; border: 1px solid #ddd; border-collapse: collapse; margin-bottom: 10px;">
<tbody>
<tr>
<td style="vertical-align: top; padding: 5px;"><span style="line-height: 15px;">Artykuł powstał przy współpracy z <a style="text-decoration: underline;" href="http://bus-transport.eu" target="_blank" rel="noopener">bus-transport.eu</a></span></td>
</tr>
</tbody>
</table>

czwartek, 28 czerwca 2018

O zwiedzeniu Rumunii myśleliśmy już od kilku lat. Pociąga nas „kraj wampirów”, jego historia, zabytki i oczywiście góry. Im więcej czytamy o tym państwie, tym chęć jego poznania jest większa. Wciąż panuje przekonanie, że Rumunia jest dzika, nieprzyjazna i niebezpieczna, mimo że przecież jest członkiem Unii Europejskiej od 2007 roku! Aż w końcu na dwa tygodnie przed planowanym urlopem, w lipcu 2017 roku, zapada decyzja: jedziemy! Spełnijmy marzenie, poznajmy gród Vlada Palownika i zaprzeczmy krzywdzącej opinii na temat tego państwa! I, jak się później okazuje, to jest jedna z najlepszych decyzji w naszym życiu!

RUMUNIA - PRZYSTANEK PIERWSZY – WESOŁY CMENTARZ W SAPANCIE

Wreszcie nadchodzi ten dzień… a raczej noc, kiedy spakowaną po brzegi bagażnika seledynową „strzałą” wyruszamy w podróż. Przed sobą mamy prawie 600 kilometrów do pierwszego z obowiązkowych punktów wycieczki – wesołego cmentarza w Săpâncie. Dość sprawnie przejeżdżamy Słowację i Węgry i około 11 przed południem meldujemy się na granicy węgiersko-rumuńskiej Csengersima – Petea. Ruch jest duży, więc grzecznie ustawiamy się w kolejce. Zastanawia nas, dlaczego większość samochodów ma włoskie „blachy”. Po co Włosi gremialnie chcą wjechać do Rumunii? Co tu jest takiego, o czym nie wiemy? Rozwiązanie zagadki poznajemy dzień później na przełęczy Przysłop… Tymczasem przychodzi nasza kolej na odprawę, choć to za dużo powiedziane. Uprzejmy celnik sprawdza nasze dowody osobiste i już. Jesteśmy w Rumunii. Jeszcze tylko zakup obowiązkowej winiety na wszystkie drogi i możemy zacząć poznawanie tego pięknego kraju.

Katedra w Negrești-Oaș i najbogatsza wieś Rumunii

Po drodze zatrzymujemy się w Negrești-Oaș, ponieważ naszą uwagę przykuwa wielka prawosławna katedra „Niedziela Wszystkich Świętych”. Gmach katedry powstawał w latach 1990 – 2002, a w latach następnych (do 2012 roku) ozdabiano jej wnętrze. Malowidła przedstawiają nie tylko postacie świętych, sporo tu także tradycyjnych rumuńskich motywów i symboli kraju.

[caption id="attachment_5070" align="aligncenter" width="355"]cerkiew wszystkich świętych (katedra „Niedziela Wszystkich Świętych” w Negrești-Oaș)[/caption]

Szczerze przyznajemy, że rozmiar i wnętrze katedry zapierają nam dech w piersiach.

[caption id="attachment_5021" align="aligncenter" width="1122"]wnętrze cerkwi (przepiękne wnętrze katedry w Negrești-Oaș)[/caption]

Nie zabawiamy tu jednak zbyt długo. Zaczynamy być trochę zmęczeni podróżą, a upał nie pomaga. Chcemy jak najszybciej dotrzeć do Sapanty. Ruszamy zatem dalej i… zaintrygowani architekturą mijanej miejscowości znowu musimy się zatrzymać. Wszystkie domy stojące przy ulicy mają tę samą bryłę, są wysokie i okazałe. Wieś „na wypasie”. Okazuje się, że jesteśmy w Certeze – najbogatszej wsi w kraju. Niepotwierdzona plotka głosi, że jej mieszkańcy zdobyli bogactwo dzięki mafijnym koneksjom. Znajdujemy zatem dowód na to, że twierdzenie jakoby Rumunia była w całości krajem biednym i zacofanym jest mocno nieaktualne!

[caption id="attachment_5050" align="aligncenter" width="1122"]Certeze (Certeze – najbogatsza rumuńska wieś)[/caption]

[caption id="attachment_5051" align="aligncenter" width="1122"]dom w Certeze (dom w Certeze)[/caption]

Przystanek pierwszy - Săpânța

Wreszcie, około 15.00 docieramy do Sapanty. Miejscowość ta jest obowiązkowym punktem niemal każdej wycieczki organizowanej w Polsce, dlatego i my postanawiamy tu przyjechać. Droga do „wesołego cmentarza” jest dobrze oznaczona, choć i bez tego dojechalibyśmy bez problemu kierując się narastającą liczbą straganów z pamiątkami, jedzeniem czy regionalnymi strojami oraz rosnącą wprost proporcjonalnie do przejeżdżanych metrów ilością turystów. Tłok jest bardzo duży, mamy problem z zaparkowaniem. Udaje się, więc w końcu idziemy obejrzeć tę atrakcję.

[caption id="attachment_5055" align="aligncenter" width="1122"]niedaleko wesołego cmentarza (Săpânța – droga do „wesołego cmentarza”)[/caption]

Wesoły cmentarz jest ewenementem na skalę światową. Swoją sławę zawdzięcza charakterystycznym drewnianym nagrobkom. Widnieją na nich obrazki przedstawiające scenki z życia zmarłego, obrazki związane z wykonywanym za jego życia zawodem, czasem obrazki ukazujące okoliczności jego śmierci. Na grobach dzieci maluje się anioły. Nagrobne krzyże są bogato zdobione, dominuje na nich jaskrawy niebieski kolor. Tradycję malowania nagrobków zapoczątkował miejscowy artysta, Stan Ioan Patras, w 1935 roku. Jego dzieło jest kontynuowane przez ucznia, który pracuje w pobliskim warsztacie, przy którym znajduje się także niewielkie muzeum poświęcone Stanowi Petrasowi.

[caption id="attachment_5057" align="aligncenter" width="1122"]na wesołym cmentarzu („wesoły cmentarz” UNESCO)[/caption]

Na terenie cmentarza znajduje się prawosławna cerkiew z 1886 roku (z charakterystyczną, strzelistą wieżą), w której kilka chwil przed naszym przybyciem zakończyły się uroczystości pogrzebowe. Naszą uwagę zwracają stroje żałobników: kobiety (bez względu na wiek) mają na sobie czarne, rozkloszowane spódnice, czarne bluzki i czarne chusty na głowach. Wszyscy mężczyźni są ubrani w czarne spodnie i koszule w tymże kolorze. Żadne garnitury w stu odcieniach granatu.

[caption id="attachment_5063" align="aligncenter" width="1122"]marmaroskie kobiety (kobiety wracające z pogrzebu)[/caption]

Obejrzenie cmentarza skracamy do niezbędnego minimum. Jest potwornie gorąco, pot spływa nam po plecach, ludzi nie ubywa, a my jesteśmy zmęczeni podróżą (wyjechaliśmy z Bielska-Białej o 3 nad ranem) i jedyne o czym już teraz marzymy to zimne piwo. Szczęśliwie niecałe 3 kilometry dalej znajduje się Casa Ana, gdzie można wynająć pokój (niestety, wolnych pokoi brak), rozbić namiot (decydujemy się!), zjeść i napić się rumuńskiego piwa (o, tak!! :-)). Pierwsze kroki po zaparkowaniu kierujemy więc do restauracji, oddalonej od naszego miejsca biwakowego o całe…20 metrów :-)

[caption id="attachment_5064" align="aligncenter" width="1122"]Casa Ana (camping Casa Ana i nasza seledynowa „strzała”)[/caption]

Bryndza, flaki i piwo...

Do piwka zamawiamy jedzenie. To nasz „pierwszy raz” z tradycyjną rumuńską kuchnią. I tak: Tomek decyduje się na ciorba de burta – zabielaną zupę z flaczków, a ja na mamałygę z bryndzą i śmietaną. No, przyznam szczerze, nie powala nas. Zupa jest mdła, a mamałyga kwaśna. I oba dania tłuste bardzo. Za to piwo wyśmienite, więc już nie narzekamy i delektujemy się trunkiem :-)

[caption id="attachment_5065" align="aligncenter" width="1122"]piwo timisoreana (pierwsze piwko na rumuńskiej ziemi)[/caption]

[caption id="attachment_5066" align="aligncenter" width="1122"]zupa z flakami (ciorbă de burtă – tradycyjna zupa z flaków)[/caption]
Kasia
źródło:

[1] „Rumunia” ExpressMap, wydanie II - 2013

Galeria TUTAJ

środa, 27 czerwca 2018

Spływy kajakowe w Trójmieście

Spływy kajakowe to aktywność fizyczna, która znajduje coraz większą rzeszę zwolenników. Można obserwować, jak każdego roku organizowanych jest mnóstwo spływów na terenie całej Polski. Są to spływy zarówno kilkugodzinne, jak i kilkudniowe. W zależności od trudności trasy przeznaczone są one albo dla początkujących (nawet rodziny z małymi dziećmi mogą się czuć na nich bezpiecznie) lub też dla zaawansowanych (o dłuższych i trudniejszych pod kątem technicznym odcinkach) – w tym wypadku wymagane już jest wcześniejsze doświadczenie w pływaniu kajakiem. Obszar Trójmiasta jest bardzo ciekawym rejonem do zorganizowania spływu kajakowego. Warto wiedzieć, że na obszarze całego województwa wyznaczonych zostało blisko dwa tysiące kilometrów szlaków do spływów kajakowych.

Pierwszy spływ – jak się do niego przygotować?

Mając w planach kilkudniowy spływ, nawet jeżeli ma się on odbywać spokojną rzeką, wcześniej warto wybrać się na spływ kilkugodzinny. Pozwoli on przynajmniej w jakimś stopniu ocenić umiejętności oraz wytrzymałość organizmu. Na krótszym spływie można też będzie przetestować ubiór, który powinien być odpowiedni do tej aktywności fizycznej – najlepiej sprawdzą się krótkie spodenki oraz koszulka – wykonane z syntetycznych, szybkoschnących materiałów. Warto też pamiętać o tym, aby dostosować długość trasy spływu oraz jej trudność do umiejętności wszystkich uczestników spływu.

Coś na początek – spływ Radunią

Spływ kajakowy po rzece Raduni, to coś w sam raz dla osób początkujących, które jeszcze nigdy wcześniej nie miały styczności z tą formą aktywności ruchowej. Trasa całego spływu to zaledwie siedmiokilometrowy odcinek wiodący przez spokojne rozlewiska rzeki. Aby pokonać tę trasę w całości nie trzeba posiadać ani specjalnych umiejętności technicznych, ani nie trzeba być też człowiekiem wytrzymałym. Każdy może płynąć w swoim tempie rozkoszując się przepięknymi widokami wokół. Aby dojechać do początku trasy spływu, który znajduje się Straszynie przy Elektrowni Wodnej, wystarczy kilkunastominutowa wycieczka samochodowa z Trójmiasta. Trasa spływu ma swój koniec w Pruszczu Gdańskim. W zależności od posiadanych umiejętności i kondycji, przepłynięcie tego szlaku kajakowego zajmie około 3-4 godzin.

Alternatywa dla bardziej zaawansowanych

Każdy, kto ma chociaż trochę doświadczenia w spływach kajakowych będzie sobie stawiał coraz ambitniejsze cele. Ciekawą propozycją może być chociażby spływ rzeką Redą. Posiada ona bardzo zróżnicowany krajobraz – występują na niej zarówno leniwe, spokojne odcinki na których można odpocząć chłonąc roztaczające się wokół piękno natury, jak i fragmenty na których trzeba się wykazać umiejętnościami technicznymi. Zdecydowanie dłuższy jest też przebieg samego szlaku. W zależności od wybranego wariantu może to być od kilkunastu do nawet ponad dwudziestu kilometrów. Czas przepłynięcia to przynajmniej sześć godzin. Niezbędna w tym przypadku będzie doskonała kondycja fizyczna. Na tak długie trasy najlepiej jest wybierać się w grupie znajomych – płynięcie w samotności jest bowiem ryzykowne.

Artykuł powstał przy współpracy z bus-transport.eu

wtorek, 26 czerwca 2018

Słowiańska osada warowna Białogrod

Strumień jest miastem leżącym na Śląsku Cieszyńskim, który graniczy z Ziemią Pszczyńską. To właśnie tutaj można się przenieść w czasie o tysiąc lat. Niecałe półtora kilometra od pięknej starówki mieści się słowiańska osada – wiosła Białogród.



Została ona zbudowana przez na polach blisko lasu. Tutaj można się poczuć jak w średniowieczu i poznać życie słowiańskich przodków, ich codzienną pracę i to jak żyli. W wielu krajach działają grupy rekonstrukcyjne, które fascynują się tym okresem i wśród nich także nie brakuje Rodzimowierców. W północnej części Polski, w Wolinie i Mielnie zbudowali oni grodziska, które przybliżają człowiekowi z XXI wieku żywot Słowian czy Wikingów sprzed wieków.




Słowiańska osada warowna Białogrod i jej atrakcje

Pasjonaci z Białogrodu, którzy tworzą grupę hodują tu zwierzęta, jak za dawnych czasów, sieją zioła i inne ważne rośliny, które pozwalały przeżyć. Można tutaj także spotkać pieska Rudego, który wiele lat spędził w schronisku dla zwierząt i został tutaj otoczony opieką i miłością. Są to niesamowici ludzie, ciepli, kierujący się pasją i chcący pokazać innym ludziom, że tak się da żyć jak kiedyś.
Wioska wciąż się rozbudowuje. Zwiększa się ilość chatek i zwierząt. Obowiązków dla mieszkańców z pewnością będzie przybywać. Oni jednak to kochają.




Walory miejsca

Istnieje tutaj także szansa wynajęcia jednej z chatek na nocleg, by poczuć się jak średniowieczny człowiek. Wieża strażnicza ma za zadanie obserwowania terenu czy nie nadciąga niebezpieczeństwo. Tuż pod wieżą jest fosa, a w fosie swoje miejsce znalazły kumaki, które bardzo słychać :-) Miejsce można zwiedzać i bardzo często odbywają się tutaj różnego rodzaju imprezy z wieloma atrakcjami. 30 czerwca bieżącego roku ma tutaj miejsce impreza z okazji święta Kupały. Z pewnością będzie to okazja do przeżycia wspaniałych chwil.
Monika

Więcej zdjęć:  TUTAJ

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Listopadowy wschód słońca

Nic tak nie odrywa od rzeczywistości jak górska wędrówka. Wtedy człowiek skupia się na swoim bezpieczeństwie, na marszu i na niezapomnianych widokach. Dobrze jest wtedy wstać wcześniej i wybrać się na górski szlak, aby przywitać dzień inaczej niż zwykle, czyli z buzią na poduszce i ryczącym budzikiem proszącym się o lot przez okno :-)


Listopadowy wschód na Wielkiej Rycerzowej

Popularnym miejscem na przeżycie wschodu słońca w górach jest w Beskidach m.in. Babia Góra (słow. Babia hora, węg. Babia-Gura, niem. Weiberberg, 1725 m n.p.m.), ale chyba lepiej od czasu do czasu pójść tam, gdzie nie będzie tłumów, a widoki będą równie malownicze. Wybrałam się zatem na Wielką Rycerzową (słow. Rycierova hora, 1226 m n.p.m.) w Beskidzie Żywieckim.
Wędrówkę zaczęliśmy na parkingu za kościołem w Soblówce, gdzie umówiłam się z kilkoma osobami na wspólne wyjście na ten szczyt. Było oczywiście jeszcze ciemno i drogę wskazywało nam światło latarek czołowych. Poruszaliśmy się zielonym szlakiem. W zależności od czasu, jaki pozostał do wschodu słońca trzeba dostosować marsz. Tylko kilka przerw na złapanie oddechu i zaczekanie na idących wolniej. Powoli robiło się coraz jaśniej, choć słoneczka jeszcze nie było widać.


Przygotowanie się na spektakl

Przy schronisku na Wielkiej Rycerzowej skręciliśmy w prawo na halę i usiedliśmy pod krzyżem z przygotowanymi aparatami. Zaczął się na naszych oczach odgrywać wspaniały spektakl. W pewnej chwili wyłoniły się Tatry oraz Babia Góra, gdzie z pewnością nie brakowało ludzi, którzy również czekali na pierwsze promienie słońca. Minęło jeszcze kilka chwil i naszym oczom ukazało się powoli wschodzące słońce za ostrymi szczytami w zaśnieżonych Tatrach.



Niesamowite wrażenia

Słońce, Tatry, inwersja światła z wystającymi wzniesieniami gór niczym wyspy, a w dole schronisko i las. To był najcudowniejszy widok, jaki miałam okazję doświadczyć w górach – wschód słońca. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, aby wybrać w domu te najlepsze. Koło Bacówki PTTK, gdzie wypiliśmy sobie kawę zrobioną na turystycznej kuchence ruszyliśmy w drogę powrotną. Na parking udaliśmy się dla odmiany czarnym szlakiem. Mróz lekko trzymał, pięknie zdobiąc szronem listopadową roślinność, a między drzewami przebijały się mocne promienie słońca i aż żal było wracać. Takie
nocne wycieczki warto jest powtarzać nie jeden raz, ćwiczyć kondycję, hartować zdrowie i umysł oraz cieszyć się każdą chwilą na łonie dzikiej przyrody.
Monika

TUTAJ galeria zdjęć.

niedziela, 24 czerwca 2018

„Operacja Południe” w Bielsku-Białej


W tym roku w Bielsku-Białej nie odbędzie się „Operacja Południe”, tak jak to bywało co roku. Powodem są remonty dróg w samym mieści i przez to organizator zdecydował się przesunięcie imprezy o rok. Międzynarodowy Zlot Pojazdów Militarnych od lat przyciągał miłośników starych pojazdów. Zjeżdżają się wtedy fani militariów nie tylko z Polski.



„Operacja Południe” w Bielsku-Białej


Impreza główna odbywa się na bielskich Błoniach, a rozpoczyna ją spektakularny przejazd kolumny pojazdów przez miasto. Różne maszyny można podziwiać także pod ratuszem. Wraz z wojskowymi samochodami w zlocie uczestniczą także samochody sportowe i w stylu retro. Właścicielami są fascynaci przebrani w stroje odpowiednie do epoki w jakiej te pojazdy były wykorzystane powszechnie.



Kolumna pojazdów militarnych i nie tylko


Przejazd przez piękne zabytkowe miasto zawsze robi niesamowite wrażenie na mieszkańcach oraz turystach, którzy specjalnie ściągają na tę okoliczność na południe Polski. Z centrum Bielska-Białej kolumna aut ostatecznie zatrzymuje się na bielskich Błoniach, gdzie odbywają się manewry i rekonstrukcje zajść między grupami wojsk, a także inne atrakcje. Przy okazji każdy ma szansę wsiąść za stery czołgu, wozów pancernych, potrzymać karabin i poczuć związany z wydarzeniem klimat. Podczas takiej imprezy można także zakupić militarne przedmioty sprzed lat.

W galerii zdjęcia z kilku edycji imprezy. Możesz także poczytać o innych pobliskich atrakcjach bielskich Błoń, jak na przykład drewniany kościół św. Barbary.

opis i zdjęcia: Monika
więcej także na: https://travelseries.pl

sobota, 23 czerwca 2018

Dziewiętnastowieczny dworzec w Chybiu


Dzisiaj dworzec kolejowy w Chybiu stoi zamknięty, podzielił losy wielu innych stacji i dworców w Polsce. Pociągi (Koleje Śląskie, wcześniej Przewóz Regionalny) nadal tędy kursują, choć najczęściej są to towarowe wagony z węglem. Składy osobowe jeżdżą tędy już rzadziej niż w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Mimo tego faktu chętnych na przejażdżkę kolejową nie brakuje.

Dworzec w Chybiu niestety zamknięty

Ruch turystyczny na trasie Katowice - Wisła Głębce przez Skoczów wciąż rośnie, co jest widoczne na nowym Dworcu PKP w Katowicach. Niestety na stacji w Chybiu w 2010 roku zamknięto kasy biletowe. Stacja kolejowa w przeciągu swojego istnienia miała różne nazwy: Chyby, Chybi oraz Chybie.



Stacja Kolejowa w Chybiu powstała na przełomie lat 1855-1856 na odcinku Cesarsko-Królewskiej Uprzywilejowanej Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda. W skrócie można powiedzieć, że z Chybia można było się dostać bezpośrednio do Wiednia. Budynek dworca oraz jego bocznice pochodzą właśnie z czasów C.K.

Rozwój Chybia i okolic

Kolejnym ważnym wydarzeniem było zbudowanie w 1884 roku naprzeciwko stacji cukrowni. Zgodę na budową dała Komora Cieszyńska. Było to bardzo ważne miejsce dla mieszkańców okolic Chybia i Strumienia. Zakład funkcjonował do 2009 roku, kiedy to został zamknięty. Cukrownia i dworzec w czasach swojej świetności mocno przyczyniły się do rozwoju Chybia i okolic.

Sama stacja kolejowa w Chybiu stopniowo się rozwijała, a następnie połączono ją ze Strumieniem i Drogomyślem szlakami wąskotorowymi. W dwudziestoleciu międzywojennym z Chybia poprowadzono szlak kolejowy do Pawłowic Śląskich i dzięki temu można było łatwiej dostać się m.in do Skoczowa. Na stacji funkcjonuje siedem torów plus tory postojowe. Mieszczą się tutaj dwa perony i cztery krawędzie peronowe.
Monika
źródła:

[1] Marcin Żerański: Śląsk Cieszyński. Od Bielska-Białej do Ostrawy. Cieszyn: Pracownia na pastwiskach, 2012, s. 82. ISBN 978-83-933109-3-7.
[2] http://kolejcieszyn.pl/191.php?s=chybie (23.06.2018)

więcej także na: https://travelseries.pl

piątek, 22 czerwca 2018

Leśny kościół w Jaworzu

 

XVII wiek na terenach Śląska Cieszyńskiego był okresem bardzo niebezpiecznym dla protestantów. Rządy katolickich Habsburgów zdecydowanie przeciwstawiały się reformacji. Cesarz Ferdynand III w 1654 roku wydał w tej sprawie stosowny dekret. Odbierano kościoły ewangelikom co spowodowało, że wierni musieli szukać innego miejsca na modlitwę.

Jaworzański leśny kościół

Jednym z takich miejsc było zbocze góry Wysokie w Beskidzie Śląskim. Takie miejsca oddalone od domostw ludzkich umożliwiały odprawianie mszy. Mieszkańcy niepozornie udawali się na takie spotkania i nabożeństwa. To wszystko musiało być realizowane w sposób tajny, gdyż było nielegalne i groziło surową karą. Msze w obrządku luterańskim odprawiali wędrowni kaznodzieje m.in. z Górnych Węgier (Słowacji) oraz Dolnego Śląska.



Tradycja ustna przekazywana z pokolenia na pokolenie o tym miejscu umożliwiła zlokalizowanie tego miejsca leżącego w granicach Jaworza. Podczas badań archeologicznych Leśnego Kościoła (w przeszłości także błędnie nazywanego Uroczyskiem kultowym) natrafiono na 13 stopni ułożonych w kształcie amfiteatru, na których zasiadali modlący się. Poniżej siedzisk znajdował się ołtarz, gdzie kaznodzieja prowadził nabożeństwa, jednak nie został on odnaleziony. W tym miejscu mogło zmieścić się nawet pięćset wiernych.
Warto dodać, że co rok 15 sierpnia ma tutaj miejsce nabożeństwo ewangelickie.

Na jednym ze zdjęć zamieszczonych w galerii widać jaka odległość dzieliła tajemne miejsce spotkań protestantów od kościoła katolickiego. Leśne Kościoły można także odwiedzić jeszcze w kilku miejscach, m.in pod Równicą w Ustroniu oraz przy szlaku z bielskich Błoń na Kozią Górę. Łącznie takich miejsc po stronie polskiej doliczono się sześć, a po stronie czeskiej trzech.

Szlaki prowadzące do Leśnego kościoła w Jaworzu: niebieski od zapory w Wapienicy i żółty przez Borowinę od Jaworza z ul.Panoramicznej.
opracowała: Monika Pawlak
korekta: Tomasz Wawak

więcej także na: https://travelseries.pl



Źródła:

[1] Michał Pilch. "Leśne kościoły" w Beskidach. „Ewangelik”, s. 67-74, 2008, nr 2 (pol.).
[2] Jerzy Below: Leśne kościoły. Miejsca tajnych nabożeństw ewangelickich w Beskidzie Śląskim. Bielsko-Biała: Wyd. Augustana, 2009. ISBN 978-83-88941-93-1.
[3] Władysław Sosna: Leśne świątynie. Katowice: 2015, s. 46-121, [w:] W. Sosna, Barwy luteranizmu na Śląsku Cieszyńskim. Wybór prac. ISBN 978394231200.
[4] Marcin Żerański: Śląsk Cieszyński. Od Bielska-Białej do Ostrawy. Cieszyn: Pracownia na pastwiskach, 2012, s. 19. ISBN 978-83-933109-3-7.